Seděl jsem za stolem a básně čet
rádio hrálo
vtom slyším ťukání na parapet
tak tiché že se mi možná jen zdálo
zastřený mužský hlas z chodníku
tiše se ptal
Nerad vás ruším pane básníku
ale mohli bychom na chvíli dál?
V předsíni podal mi deštník a plášť
a láhev vína
jako bych někde už viděl tu tvář
byla to tvář na kterou se nezapomíná
v průvanu zhasla mi svíčka
zvenku studený vítr vál
na chodbě na dlaždičkách
za ním černý havran stál
Usedl do křesla a černý pták
sedl mu v klíně
bodlo mě u srdce když spatřil můj zrak
že z podešví mu trčí koňské žíně
Tak nás tu máte jak jste si přál
na lampu padl stín
přes psací stůl když mi vizitku dal
firma Ďábel a Syn
V tolika nocích a v tolika dnech
jsem ho vzýval
volal ho na pomoc když docházel dech
a teď jsem se mu z očí v oči díval
cítil jsem konopnou smyčku
jak mi svírá krk
když ze záňadří vytáhl ceduličku
a dlouhý husí brk
Za kapku krve tě zahrnu vším
co budeš žádat
vidět to co jiní nevidí tě naučím
a slova k slovům v písně skládat
Co za to žádáš? ptal jsem se ptal
jsem jen nuzný tvor
a havran v rohu zakrákal
Never more
Na dlani zaschlou kapku krve mám
a tma je v sále
když přijdou lijáky tak bolí ten šrám
a ono podívej se z okna – prší stále
nešťastně šťastný v půlce života
kymácející se vor
a havran na rameni skřehotá
Never more
NEVER MORE
Przekład: Renata Putzlacher
Siedziałem przy stole czytając wiersz
a radio grało
nagle coś stuknęło o parapet
złudzenie to czy może coś się stało
Nie chcę przeszkadzać panie poeto
szepnął cichy głos
Czy można wpaść na parę sekund?
pytał tajemniczy gość
W przedsionku podał mi parasol płaszcz
butelkę wina
gdzieś już widziałem tę przedziwną twarz
była to twarz o której się nie zapomina
wtem przeciąg zdmuchnął świecę
na dworze zimny wicher wiał
jak ciemna plama na parkiecie
za nim kruk ponury stał
Usiadł w fotelu a z nim czarny ptak
także się wprosił
serce mi biło miałem niepewny wzrok
bo z butów mu sterczało końskie włosie
Przyszliśmy wreszcie jak pan chciał
nad świecą kajał się dym
gdy mi do ręki wizytówkę dał
firmy Diabeł i syn
Przez tyle nocy i przez tyle dni
go przyzywałem
w cierpieniu i gdy byłem u kresu sił
a teraz oko w oko przed nim stałem
on widział że się trzęsę
że bliski koniec mój
spokojnie wyjął pióro gęsie
oraz pergaminu zwój
Oddam ci wszystko za kroplę krwi
możesz być pierwszy
możesz wiedzieć o czym każdy człowiek śni
a słowa same złożą ci się w wersy
Co pragniesz w zamian – zmieniłem ton
przecież zgubiłem swój tor
a na to zakrakał gawron:
Never more
Na dłoni suchą kroplę krwi mam
czas płynie dalej
w dni słotne bardzo boli blizna ta
a u nas patrzcie padać nie przestaje
pół życia za mną dusza płacze
gdzieś zagubiłem swój tor
a kruk wciąż na ramieniu kracze
swoje Never more
NEVER MORE
Przekład: Antoni Muracki
Siedziałem przy stole, czytałem wiersz,
radio grało,
wtem stuk puk o parapet ciche jak szmer,
tak ciche, że mi może tylko się zdawało.
Ochrypły męski głos coś szepnął
tonąc we mgle:
Może nie w porę panie poeto,
lecz czy moglibyśmy na chwilę wejść.
Podał przy wejściu parasol i płaszcz
i butlę wina.
Tak jakbym kiedyś już widział tę twarz,
była to twarz, o której się nie zapomina.
W przeciągu zgasła mi świeczka
wiatr powiał zimny jak lód
na korytarza kafelkach
tuż za nim stał czarny kruk.
Zasiadł w fotelu a ptak jak kot
zajął kolano.
Zamarło mi serce, bo uchwycił mój wzrok
na podeszwy, skąd sterczało końskie łajno.
Oto jesteśmy – tak jak żeś chciał
Cień lampę nagle skrył,
gdy przez blat biurka wizytówkę mi dał
firmy Diabeł i Syn.
Przecież wzywałem go przez tyle dni
i tyle nocy
Błagałem o powietrze, o wody łyk
a teraz mu patrzyłem prosto w oczy.
Poczułem konopną linę
co strachem ściska mi krtań
Kiedy mi zaszeleścił pergaminem
i gęsie pióro w garść dał.
Obdarzę cię wszystkim za kroplę krwi
żądaj co zechcesz,
nauczę widzieć czego nie widzi nikt
i słowo do słowa składać w pieśni.
Cóż chciałbyś w zamian? – wszak nie mam nic
Gdym jeno marny proch
Kruk w odpowiedzi wykrakał mi
Never more.
Na dłoni mam krople zaschniętej krwi
a wkoło ciemność
Ta blizna pali, kiedy na dworze mży
a tylko spójrz przez okno – deszcz to ma codzienność.
Tragicznie szczęśliwy w połowie dni
bezwolnie niesie mnie prąd
A kruk znów na ramieniu skrzeczy mi
swoje Never more.
NEVER MORE
Przekład: Jerzy Marek
Wiersze czytałem w nocy długo dość
radio grało
nagle o parapet stuknęło coś
a może tylko tak mi się zdawało
zza okna tajemniczy cichy głos
zdał się słabo nieść
Przepraszam, czy z poetą zetknął mnie los
może moglibyśmy na chwilę wejść?
W sieni parasol podał mi i płaszcz
i flaszkę wina
jakbym już kiedyś gdzieś widział tę twarz
była to twarz, której się nie zapomina
w przeciągu zgasła świeca
płomień zimny wiatr zwiał
dreszcz jakiś przeszedł mi po plecach
na podłodze kruk stał
W fotelu usiadł gość a czarny ptak
na jego dłoni
serce zakłuło, gdy dostrzegłem jak
nad butem skrawek końskiej sierści się wyłonił
Razem przebyliśmy ten drogi szmat
zgodnie z życzeniem twym
i wizytówkę podał mi przez blat
firma Diabeł i Syn
Przywoływałem go przez wiele dni
wiele nocy
czekałem, gdy tchu brakowało mi
a teraz mogłem mu popatrzeć prosto w oczy
poczułem jak mi ścierpła skóra
strach gardło lodem skuł
na widok kartki i gęsiego pióra
które wyjął na stół
Ty musisz tylko małą kroplę krwi
zaoferować
ja nowych doznań ci otworzę drzwi
i w pieśni będziesz umiał składać słowa
Dlaczego aż tak cię zaprząta
moich myśli tor?
spytałem a kruk zaskrzeczał z kąta
Never more
Na dłoni mam zaschniętą kroplę krwi
mrok okrył salę
a blizną szarpie ból, kiedy mży
a wyjrzyj no przez okno – przecież pada stale
rozchwiany jak po zabłądzeniu
gdzieś na ślepy tor
a kruk zakrakał siedząc na ramieniu
Never more
NEVER MORE
Übersetzung: Frank Viehweg
Ich saß am Tisch, sprach Verse vor mich hin
Das Radio greinte
Da klopfte es ans Fenster nebenhin
So vage, daß ich mich zu täuschen meinte
Die Stimme eines Manns sprach auf mich ein
So leise, kaum zu hörn
Wenn sie gestatten, komm ich kurz herein
Ich werd nicht lange störn
Er legte Regenschirm und Mantel ab
Mir schien soeben
Daß ich ihn wohl schon mal gesehen hab
So ein Gesicht vergißt man nicht im Leben
Ein Luftzug löschte mir die Kerze aus
Es ging ein kalter Wind
Ein schwarzer Rabe kam mit ihm ins Haus
Als ob sie Brüder sind
Der Mann betrat das Zimmer, setzte sich
Schon wars geschehen
Es gab mir einen Stich ins Herz als ich
Das Pferdehaar an seinem Fuß gesehen
„Wir sind gekommen, kaum daß Sie’s gedacht!“
Das Licht verblaßte schon
Er gab mir seine Karte: „Abgemacht?“
Firma „Flammfuß & Sohn“
In vielen Nächten rief ich schon nach ihm
In vielen Stunden
Wenn mir der Atem zu verwehen schien
Was hatte ich in seinem Blick gefunden
Ich dachte grad, was mich vom Tod noch trennt
Das ist nicht allzu viel
Da zog er aus dem Frack ein Pergament
Und einen Federkiel
„Für einen Tropfen Blut erfüll ich Dir
Dein größtes Streben
Was sonst ein Mensch nicht kriegt, kriegst Du von mir
Und leicht wird sich Dein Vers ins Lied ergeben“
Ich sagte mir, was soll’s, ich bin ja nur
Ein armer, armer Tor
Der Rabe krächzte irgendwo im Flur
„Never more“
Ein Tropfen Blut, getrocknet auf der Hand
Das Licht zerschlagen
Die Narbe schmerzt, kommt eine Regenwand
Und plötzlich regnet es an allen Tagen
Das Leben – ein zerbrochener Akkord
Was ich gewann, verlor
Der Rabe aber krächzt in einem fort
„Never more“
Ukázka z televizního hudebního pořadu Studio B natočeného v Brně v roce 1993.
Zdroj: archiv Jaromíra Nohavici – z vysílání ČT
© Jaromír Nohavica, 2012